Przypalone żelazko przyprawia nie jedną z nas o ból głowy, zwłaszcza że mamy stosy ubranek do prasowania. Jest na to super sposób, który dzisiaj sprawdziłam i polecam w 100%. Na ból głowy pomaga paracetamol i na przypalone żelazko też :) Miałam dość mocno je przypalone, a wiadomo nie mogłam użyć niczego do zdrapywania, ponieważ porysowałabym całą powłokę. Zużyłam trzy tabletki 500mg i żelazko lśni jak dawniej. Żelazko musi być dość dobrze nagrzane, a tabletki nie należy trzymać w ręku:) Tabletka rozpuszcza się pod wpływem ciepła rozpuszczając przypalenie, które ścierałam miękkim ręcznikiem papierowym. Jak już się przypalenie nie rozpuszczało ponownie nagrzewałam żelazko, oczywiście wtedy nic nie robiłam. Po nagrzaniu wyłączałam wtyczkę z prądu i ponownie czyściłam żelazko tabletką. Na końcu kilka razy użyłam pary, aby przeczyścić otworki na parę i gotowe:)
niedziela, 21 sierpnia 2016
sobota, 20 sierpnia 2016
(Nie)bezpieczne zabawki
Chyba każde dziecko lubi mieć zajęcie podczas kąpieli. Oprócz kubeczków moja córka upodobała sobie gumowe kaczki i rybki. Niestety mimo prób usunięcia z nich wody po każdej kąpieli, gumowe zwierzaczki wylądowały w koszu. Sami zobaczcie co się w nich wyhodowało mimo suszenia.
niedziela, 14 sierpnia 2016
Kanapkowe stworki, czyli sposób na nudną kolacje
Słysząc po raz kolejny „chcę płatki”, kiedy podawałam kanapki dla syna
pomyślałam, że zrobię ich zapas na rok, aż mu się odechce już ich na zawsze. Oczywiście
tak nie zrobiłam, tylko wyciągnęłam produkty z lodówki i zrobiłam to, co
przyszło mi do głowy. Ser żółty, wędlina, jajko, ogórek, pietruszka, koper,
ketchup, serek wiejski, parówka, szczypiorek, pomidor i nic więcej do szczęścia
dziecku nie trzeba. Prawie wszystko zniknęło, a i historyjka przy okazji też
się wymyśliła:)
sobota, 13 sierpnia 2016
By niejadek zjadł cokolwiek:)
Chyba każda z
nas ma etap w życiu swojego dziecka, że wyrywa sobie włosy z głowy, żeby Maluch
zjadł to, co przygotowałyśmy, a On ma to zupełnie w nosie. Kiedyś widziałam jak
ktoś utalentowany robi z ciasta naleśnikowego cuda. Postanowiłam zakupić sprzęt
do „malowania” i wzięłam się do próbowania. Niestety nie mam talentu i wszystko
robiłam z biegu, więc wyszło jak wyszło, ale syn był zachwycony i pożarł
najpierw młotek, a potem kota:)
Cała zabawa
polega na tym, że musimy mieć patelnie beztłuszczową i tubę na ciasto, które
musi być nieco gęstsze oraz dobrze by było, gdybyśmy wiedzieli, co malować po
kolei, aby adekwatnie wychodziło ciemniej i jaśniej. Najlepiej sobie rozrysować
na kartce, co i jak i można zdziałać cuda i uwierzcie nie musi to być
arcydzieło, ważne, aby dziecko rozpoznało, co to jest:)
No i tak wyszło
u mnie:
Subskrybuj:
Posty (Atom)